„Przyzwyczajam się do presji oraz oczekiwań i zupełnie mi to nie przeszkadza. Przyjadę do Gliwic z mocnym postanowieniem obrony tytułu” – powiedział Jakub Dyjas, który w dniach 1-3 marca wystąpi w indywidualnych mistrzostwach Polski.

23-letni Dyjas na co dzień występuje w zespole lidera niemieckiej Bundesligi TTF Liebherr Ochsenhausen. W tym sezonie ma bilans gier 11-2.

– Cały zespół gra na wysokim poziomie i od początku rozgrywek plasujemy się na pierwszym lub drugim miejscu. Jedyna wpadka przydarzyła się nam trzy tygodnie temu, kiedy na wyjeździe przegraliśmy TTC Schwalbe Bergneustadt – zauważył brązowy medalista mistrzostw Europy w singlu z 2016 roku.

Na 87. IMP do Gliwic Dyjas przyjedzie po dwóch meczach ligowych – z Werderem Brema (16 lutego) i wicemiderem Borussią Duesseldorf (23 lutego).

– Zaskoczeniem jest dopiero przedostatnia, 10. lokata Werderu, mającego w składzie Bastiana Stegera, Gustavo Tsuboi czy Hunora Szocsa. Wydawało się, że powalczą o środek tabeli, a tymczasem bronią się przed spadkiem. A co do spotkania z Borussią – to prestiżowe wydarzenie w tutejszym tenisie stołowym, spotkają się dwa kluby walczące o mistrzostwo i mające po 26 punktów. Ważne, aby na koniec sezonu zasadniczego być w najlepszej dwójce, gdyż wówczas ewentualne trzecie spotkanie play off rozgrywa się u siebie. Atut w postaci własnej hali jest niezwykle istotny w Niemczech – podkreślił mistrz Polski.

Władze klubu z Duesseldorfu chcąc promować dyscyplinę, postanowiły zorganizować szlagier z TTF Liebherr Ochsenhausen w Monachium.

– Już zostało sprzedanych 4,5 tys. biletów, a oczekuje się, że na trybunach będzie 6-7 tys. kibiców. Czekam na takie mecze jak ten z Borussią. Do nich trzeba się specjalnie przygotowywać i liczyć, że… się zagra. Kadrę mamy wyrównaną, a trener dopiero dwa-trzy dni przed spotkaniem ujawni, kto pojawi się przy stole. Zależy mi na rywalizacji z najlepszymi, dlatego chętnie zmierzyłbym się z Timo Bollem. Na początku sezonu mało występował, ale kiedy Borussia spadła na piątą czy szóstą pozycję, wówczas wrócił do gry i efekty są widoczne – dodał Dyjas, który podczas ME 2016 wyeliminował innego znakomitego Niemca, broniącego wtedy tytułu Dimitrija Ovtcharova.

W IMP Dyjas zagra w barwach Energa KTS Toruń, czyli ostatniego swego klubu w Polsce. Wychowanek Koszalinianina przyznał, że zdążył już przywyknąć do roli faworyta.

– Przyzwyczajam się do presji oraz oczekiwań i zupełnie mi to nie przeszkadza. Już dwa lata temu byłem jednym z kandydatów do złota, z kolei w poprzednim sezonie zewsząd słyszałem, że powinienem wygrać. Mam już dość duże doświadczenie, do tego wiem, jaka jest jakość mojego tenisa stołowego. Dlatego przyjadę do Gliwic z mocnym postanowieniem obrony tytułu. Chociaż oczywiście solidnych rywali nie zabraknie, że wspomnę tylko o Marku Badowskim, Patryku Zatówce, Robercie Florasie, Tomku Lewandowskim, Patryku Chojnowskim czy zdobywających doświadczenie w silnej LOTTO Superlidze Samuelu Kulczyckim i Macieju Kubiku. Na każdego trzeba uważać i do wszystkich meczów podejść na 100 procent – ocenił.

Dyjas przypomniał, że kilka lat wystąpił w Gliwicach w meczu pokazowym ze słynnym Szwedem Janem-Ove Waldnerem.

– Przegrałem chyba 2:3, ale miło wspominam „pokazówkę” z legendarnym szwedzkim pingpongistą. Mam nadzieję, że zwycięsko wyjdę z mistrzowskiej konfrontacji w Gliwicach. Jeśli nie będzie Daniela Góraka, wówczas będę musiał poszukać partnera deblowego. Nie wchodzi w grę powrót do starego debla z Konradem Kulpą, bowiem on występuje z Tomkiem Kotowskim – dodał Dyjas, który z Górakiem wywalczył srebro ME 2016.

Do tej pory Jakub Dyjas sięgnął po cztery złote medale IMP – jeden w singlu oraz trzy w grze podwójnej; w 2014 z Kulpą oraz w 2016 i 2017 z Górakiem.