„Złotym medalem mistrzostw Europy w singlu spełniłam wielkie marzenie” – powiedziała polska tenisistka stołowa Li Qian na konferencji prasowej w Warszawie. W niedzielę triumfowała w Alicante, gdzie brąz zdobyła Katarzyna Grzybowska-Franc.

Nigdy w historii tej dyscypliny reprezentant Polski nie wywalczył złota mistrzostw Europy w singlu. Li Qian ma w dorobku krążki w grze pojedynczej i podwójnej (również w drużynie), ale brakowało jej tak spektakularnego sukcesu; trzy lata temu sięgnęła też po brąz MŚ w deblu. W półfinale w Hiszpanii wygrała z Grzybowską-Franc (SKTS Sochaczew), a w finale z Ukrainką Margarytą Piesocką, z którą kiedyś grała w klubie z Tarnobrzega.
– Bardzo się cieszę ze zwycięstwa w mistrzostwach Europy, spełniłam wielkie marzenie, ale dziś trochę się… stresuję. Nie mówię bardzo dobrze po polsku, dlatego większym stresem jest dla mnie udział w konferencji niż gra w tenisa stołowego. Nadal nie wierzę, że wywalczyłam upragniony złoty medal – przyznała 32-letnia Li Qian.
Zawodniczka pochodząca z Chin od wielu lat mieszka i trenuje w Tarnobrzegu, a na co dzień trenuje pod okiem Zbigniewa Nęcka i Kingi Stefańskiej.
– Bardzo chciałam im podziękować. Przez kilka lat nie grałam na najwyższym poziomie, ale trener Nęcek ciągle we mnie wierzył, wciąż pomagał i motywował. Od kilkunastu lat mocno wspiera mnie także moja „siostra” Kinga Stefańska. Razem pracujemy na treningach, a po zajęciach możemy o wszystkim porozmawiać. W finale w Alicante słyszałam jak krzyczy do mnie „topspin”. W ferworze walki zapomniałam o tym zagraniu, ale Kinga natychmiast zareagowała – przyznała pingpongistka KTS Enea Siarka.
W Alicante Li Qian pokonała także m.in. Austriaczkę Amelie Solję, Rumunkę Bernadette Szocs i Rosjankę Polinę Michajłową.
– Bardzo trudne były spotkania z Michajłową, z którą nigdy wcześniej nie wygrałam, oraz z Szocs. Ona z kolei w ostatnim czasie w ogóle nie przegrywała z defensorkami – dodała Li Qian, która preferuje obronny styl gry.
W środę Li Qian, nazywana z racji warunków fizycznych „Małą”, wraca do Chin. Już kilka tygodni nie widziała się ze swoim czteroletnim synem. Do Polski wróci w przyszłym miesiącu; 13 października tarnobrzeżanki rozpoczynają sezon w Lidze Mistrzyń.
– Czuję, że jestem w połowie Polką i w połowie Chinką. Uwielbiam polskie kabanosy, potrafię usmażyć naleśniki, zrobić omlet, ugotować zupę cebulową. Moje dziecko jest jednak w Chinach, a ja bardzo chcę je zobaczyć, rozmowy przez skype’a to nie to samo. Ale oczywiście będę trenowała i przygotowuję się jak najlepiej potrafię do dalszej części sezonu – dodała reprezentantka biało-czerwonych.
Celem Li Qian, co podkreśla trener reprezentacji i Enea Siarki Nęcek, są igrzyska w Tokio w 2020 roku. Miesiąc po nich w Warszawie odbędą się kolejne indywidualne ME, w których „Mała” będzie bronić tytułu, a Grzybowska-Franc pozycji trzeciej zawodniczki na kontynencie.