W grze pojedynczej Korea Open nasz najlepszy pingpongista zaczął od dwóch zwycięstw w grupie eliminacyjnej. Pokonanie nieklasyfikowanego w światowym rankingu Hindusa Siddhesha Pande 4:1 nie było może jeszcze wielkim wyczynem, ale już triumf nad 91. na liście światowej Francuzem Quentinem Robinotem 4:0, można uznać za sukces. Tym bardziej że wcześniejsze trzy pojedynki na szczeblu reprezentacyjnym wygrał Robinot, i to bez straty seta.

Niestety, w kolejnej fazie eliminacji Dyjas miał pecha, bo wpadł na jednego z kandydatów do czołowych miejsc turnieju (tak, tak, tacy też muszą się przebijać przez kwalifikacje) Lianga Jingkuna. Chińczyk zwyciężył 4:1 (9:11, 11:4, 11:5, 11:5, 14:12). Jakub miał setbola w piątym secie, ale nie wykorzystał szansy na przedłużenie meczu. Rywal był tak mocny, że Polakowi nie pomogła nawet dość długa aklimatyzacja przed zawodami.

– Dyjas ma inny tryb przygotowań do sezonu niż reszta kadry i okres przed koreańskim World Tourem spędził na treningach w Chinach – mówi dyrektor sportowy PZTS Stefan Dryszel.

Czytaj więcej w Przeglądzie Sportowym!