Adham Sharara, ustępujący Prezydent Międzynarodowej Federacji Tenisa Stołowego (ITTF), zaapelował do Chin o pomoc w uczynieniu całej dyscypliny sportowej bardziej konkurencyjną. Zdaniem Kanadyjczyka, dla dobra tenisa stołowego dominujący w tym sporcie Chińczycy powinni otworzyć się na współpracę z innymi krajami. Z dniem 1 września br., po piętnastu latach pracy, Shararę na stanowisku zastąpi Niemiec Thomas Weikert. Kanadyjski działacz pozostanie jednak w ITTF i będzie sprawował funkcję doradczą, pozbawioną prawa głosu i podejmowania wiążących decyzji. Jednym z jego głównych projektów ma być pomoc innym krajom w stawaniu się bardziej konkurencyjnymi właśnie wobec Chin.

– Jako prezydent muszę być zupełnie neutralny. Muszę szanować ogromny wysiłek, jaki Chińczycy wykonali po to, by stać się tak silnymi. Oni sami jednak wiedzą, że jeżeli taki stan będzie się utrzymywał, nasz sport będzie postrzegany przez ogół za sport azjatycki bądź nawet typowo chiński – przyznawał Sharara podczas wywiadu dla agencji AFP.

Zakończone w poniedziałek tegoroczne Drużynowe Mistrzostwa Świata w tenisie stołowym potwierdziły dominację reprezentacji Chin. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni wywalczyli w Tokio 19. w historii złote medale na imprezie tej rangi. Chinki od 1975 roku tylko dwukrotnie nie zdobyły tytułu najlepszych na świecie (w 1991 roku ustępując Korei oraz w 2010 roku – Singapurowi), zaś Chińczycy zwycięsko zakończyli 9 z ostatnich 10 mundiali (przegrywając w 2000 roku ze Szwedami).

Zdaniem Sharary, brak konkurencyjności na światowych arenach w dłuższej perspektywie nie służy marketingowej wartości tenisa stołowego. – Podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi byłem znudzony oglądaniem łyżwiarstwa szybkiego. Z góry było wiadomo, kto wygra: Holandia, Holandia, Holandia – kontynuował działacz. – Telewizyjni kibice mogą także tenis stołowy postrzegać jako sport przewidywalny i zwyczajnie go nie oglądać.

– Chcielibyśmy, by Chiny stały się bardziej otwarte, by Chińczycy zgodzili się na wspólne treningi wraz z innymi czołowymi drużynami, które przez okres pięciu, może sześciu lat mogłyby uczyć się również od chińskich szkoleniowców.

– Po tych pięciu, sześciu latach Chińczycy mogliby zamknąć drzwi i stwierdzić: „daliśmy Wam już wystarczająco dużo, teraz chcemy znowu się z Wami rozprawić”. Wtedy jednak sytuacja byłaby już odmienna. Moglibyśmy liczyć na stworzenie podobnej rywalizacji, jaka niegdyś była pomiędzy Chinami i Szwedami, dla przykładu. Musimy dążyć do tego, by sport był bardziej konkurencyjny. Łatwiej będzie mi spróbować podjąć się tego zadania, kiedy nie będę już podejmującym decyzje prezydentem.

Kanadyjczyk uważa ponadto, że reprezentanci Chin, zajmujący dziś czołowe miejsca w światowych rankingach ITTF, powinni dążyć do osiągnięcia statusu ich rodaków, którzy poprzez sport stali się celebrytami rozpoznawanymi na całym świecie, jak koszykarz NBA Yao Ming bądź tenisistka ziemna Na Li.

– Chińczycy muszą stać się globalnymi gwiazdami. Nie ma znaczenia, że są z Chin – oglądasz ich dla samej przyjemności śledzenia gry. Skoro udało się to osiągnąć w koszykówce i tenisie ziemnym, dlaczego nie mogłoby być tak samo w tenisie stołowym? – pyta Sharara.

– Na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie ograniczyliśmy liczbę startujących do dwóch osób przypadających na jeden kraj. Decyzja okazała się bardzo udaną. Niemiec Dimitrij Ovtcharov sięgnął po brązowy medal, więc niemiecka telewizja na okrągło pokazywała tenis stołowy. Chińczycy początkowo byli przeciwni tym zmianom, ale ostatecznie zobaczyli efekt i zrozumieli nasze argumenty.

– Teraz chcemy powtórzyć to samo na mistrzostwach świata w indywidualnych kategoriach. Na ten moment każdy kraj może wystawić do gry nawet siedmiu zawodników. Chcemy zejść do bardziej rozsądnej liczby.